15.03.2019 Kategoria: Kobieca Piłka, Liceum, Szkoła podstawowa
Rozmowa z Piotr Kmiotek, fizjoterapeutą SMS Resovia, byłym członkiem sztabu medycznego reprezentacji Polski w skokach do wody.
Rzeszowianin Piotr Kmiotek stawiał na nogi skoczków do wody, piłkarzy i sportowców z wielu innych dyscyplin. Współpracował znajlepszymi na świecie, na różnych kontynentach, zdobywając dzięki temu bezcenną wiedzę. W ubiegłym sezonie świętował z drużyną Resovii awans do II ligi piłkarskiej.
SMS: Pracując w swoim zawodzie bywałeś w wielu krajach. Australia, Brazylia – gdzie jeszcze byłeś, pracując jako fizjoterapeuta?
Piotr: W Kanadzie, Meksyku, na Tajwanie, w Malezji. Strasznie się ucieszyłem na wieść o wyjeździe do Azji. Pełno tam egzotycznych zwierząt i roślin, specyficzny ekosystem i endemiczne strefy pobudzały wyobraźnię, lecz bardzo się zawiodłem. Akurat w Wietnamie płonęły lasy, niebo było przykryte dymem, zero słońca. Za to na plaży w Puerto Rico pojawił się dwumetrowy legwan. Znieruchomieliśmy, takiego jaszczura widziałem dotąd tylko w telewizji.
SMS: Klawe życie. Pozazdrościć takiej roboty.
Piotr: Na zdjęciach nie widać zmęczenia, harówki mojej, zawodników i trenerów. Prawie czteroletnia praca z kadrą skoczków do wody to była cudowna przygoda, ale też mnóstwo wyrzeczeń i stresu. Zdarzało się, że spędzałem poza domem pół roku. Policzyłem kiedyś, iż częściej widywałem się z trenerem, niż z własną żoną. Z tego miejsca chciałbym więc gorąco podziękować swojej ukochanej Ani za wsparcie, jakie od niej otrzymywałem i otrzymuję.
SMS: Słyszałem wiele dobrego o środowisku skoków do wody. Na czym polega jego wyjątkowość?
Piotr: Diving family – tak się o nas mówi. Sportowcy z innych dyscyplin zazdroszczą nam relacji, bo u skoczków do wody nie ma zawiści, lecz przyjaźnie zawiązywane na długie lata, a często na całe życie. Rywalizacji nie ma również między ludźmi ze sztabu medycznego. Uczymy się od siebie, podpatrujemy techniki. Na Tajwanie zetknąłem się z medycyną wschodu, w Kanadzie z igłowaniem i elektropunkturą, wówczas w Polsce praktycznie nieznanymi.
SMS: Ty się przyjaźnisz z Andrzejem Rzeszutkiem (wielokrotny mistrz Polski, srebrny i brązowy medalista mistrzostw Europy juniorów – red.)
Piotr: Nie tylko, ale z Andrzejem faktycznie nadajemy na tych samych falach. Do tego stopnia, że został świadkiem na moim ślubie, a potem ja bawiłem się na jego weselu. Gdy w Rzeszowie rozpoczęto remont basenu, cała ekipa przeniosła się do Łodzi. Ja wyjechać nie mogłem, a na pół gwizdka pracować nie chciałem, więc teraz opiekują się skoczkami inni fizjoterapeuci. Jednak gdy wrócą do Rzeszowa, już do ośrodka przygotowań olimpijskich, najprawdopodobniej znów stanę się częścią tej rodziny.
SMS: Próbowałeś skakać do wody z wysokości?
Piotr: Tak, z 1-metrowej i 3-metrowej trampoliny. Z „dziesiątki” się nie odważyłem, ale i tak czułem satysfakcję, bo przezwyciężyłem towarzyszący mi od zawsze lęk przestrzeni. Lecz najważniejsze było co innego – poznałem, w niewielkim stopniu, ale jednak, co czują moi zawodnicy-pacjenci. Jak zachowuje się ciało wpadające z wysoka do wody na ręce. Skoki to jedna z najtrudniejszych technicznie dyscyplin, konkurować z nią może tylko jazda figurowa na łyżwach.
SMS: Stawiałeś na nogi wielu sportowców. Trudniej leczyć skoczków do wody czy piłkarzy?
Salutem Sports Therapist - mgr Piotr Kmiotek - Fizjoterapeuta:
Skoczkowie są narażeni na specyficzne kontuzje przeciążeniowe, ich trening polega na pamięci mięśniowej – w 2-3 sekundy muszą powtórzyć dany schemat. Przewaga skoków polega na lepszym systemie zapobiegania urazom. Czy mieli kontuzje, czy nie, skoczkowie dwa razy w tygodniu kładli się u mnie na stole. W piłce wielu kontuzji nie da się uniknąć. Jak wjedzie w ciebie rozpędzony pociąg, czytaj: rywal na wślizgu, to tkanki nie wytrzymają. Poza tym piłkarze mają inną mentalność. Chcieliby być dotknięci złotą różdżką, trudniej im wytłumaczyć, że cierpliwość i czas odgrywają w leczeniu kluczową rolę.
Szkoła: To prawda, że jesteś w stanie przygotować piłkarza do gry w 24 godziny po skręceniu przezeń stawu skokowego?
Piotr: Zrobiłem tak z kimś, kto miał złamany palec. Ale tak całkiem serio, doradzam rozsądek. Na pękniętym amortyzatorze nie pojedziesz. Bezpieczeństwo zawodnika to podstawa.
SMS: Zdarzają się przypadki, wobec których jesteś bezradny?
Piotr: Są przypadki beznadziejne, są i „złote strzały”, bo człowiek to nie samochód. Nie da się go podpiąć pod komputer i wyeliminować usterkę. Coś na ten temat mogłaby powiedzieć Karolina Kurasz, piłkarka Resovii, u której pojawiają się wszelkie możliwe powikłania. Leczyliśmy już zerwane wiązadło krzyżowe przednie, rozwalony paskudnie staw skokowy i wiele innych kontuzji. Chciałbym, żeby Karolina wreszcie była zdrowa, bo to świetnie rokująca zawodniczka.
SMS:Fizjoterapeuta musi być dobrym psychologiem?
Piotr: Tak. Leczymy ciało i duszę. Skoczkowie do wody mają fantastyczną opiekę ze strony Witolda Bomby, psychologa sportowego. Raz na dwa tygodnie Witek odwiedza również mój gabinet i tłumaczy mi, w jaki sposób powinienem rozmawiać z pacjentami. To bezcenna nauka. Jestem raczej w awangardzie, nie słyszałem, żeby fizjoterapeuci w ten sposób inwestowali w siebie. Mnie to jednak bardzo pomaga.
SMS: A te wszystkie nowoczesne techniki leczenia?
Piotr: Paleta jest szeroka, natomiast mój konik to anatomia i biomechanika człowieka. Dobrze się czuję w temacie anomalii mięśniowych. Ludzki organizm to system naczyń połączonych. Zawsze trzeba spojrzeć na człowieka holistycznie czyli na całość, a nie fragment. Jestem ambitny, doskonalę się nieustannie, ale też nie zamierzam łapać kilku srok za ogon, bo to zawsze źle się kończy. Byłem częścią drużyny Resovii, która wywalczyła awans do II ligi, lecz po sezonie odszedłem. Uczciwie zakomunikowałem, że nie mógłbym poświęcić piłkarzom tyle czasu, ile potrzebują. Teraz zamierzam zakupić nowe maszyny do mocnych terapii, takich jakie stosuje się w klubach ekstraklasy. A za dwa, trzy miesiące zapraszam cię na seans z pijawkami lekarskimi. To będzie hit! (śmiech).
SMS: Od kilku lat pracujesz w Szkole Mistrzostwa Sportowego Resovia. Co powiesz na temat kondycji polskich dzieciaków i młodzieży?
Piotr: Notujemy wzrost kontuzji typu jałowa martwica kości i to jest szalenie niepokojące. Oczywiście to, że zmienił się sposób spędzania wolnego czasu i dzieciaki przesiadują przed komputerem albo z telefonem w dłoni, to nic dobrego. Ale największą winę za spadek sprawności fizycznej ponosi nieodpowiednia dieta, konkretnie zmodyfikowana żywność. Dawniej pomidor był poskręcany, miał plamki, lecz smakował wybornie. Dziś jest okrąglutki, bez smaku, podejrzewam, że pozbawiony wartości odżywczych. Warzywa są zdrowe, pytanie tylko, czy warzywa, które kupujemy faktycznie takimi są. A najgorsze, że nie za bardzo mamy wpływ na to, czym nas karmią. Inna sprawa, iż nasze dzieciaki są wychuchane, rodzice roztaczają nad nimi zbyt potężny parasol ochronny. Dawniej grało się w piłkę na betonie, a gdy człowiek rozwalił sobie kolano, zrywał babkę, przykładał do rany i wracał do zabawy.
SMS: Trzeba mieć dużo cierpliwości, żeby leczyć nastolatków?
Piotr: Trafiają się tzw. trudni pacjenci, ale ja dla wszystkich mam uśmiech i dobre słowo. Młodzież mnie lubi, dorobiłem się u niej zaszczytnej ksywy „Szaman”. Uczniowie zapraszają mnie na studniówki i śpiewają mi w gabinecie „100lat”, gdy mam urodziny.
SMS: Piotrze, sport to zdrowie?
Piotr: Ruch to zdrowie, sport to kalectwo.
Mistrzostwa sportowego Resovia w Rzeszowie
Czytaj więcej
Mistrzostwa sportowego Resovia w Rzeszowie
Czytaj więcej
Mistrzostwa sportowego Resovia w Rzeszowie
Czytaj więcej
dodatkowe zajęcia wyrównawcze
Czytaj więcej