23.05.2019 Kategoria: Liceum, Szkoła podstawowa
- Dało się zauważyć, że pod kątem treningowym wszystko jest świetnie zorganizowane. Również zawodnicy są chętni do pracy i widać, że są dobrze poukładani, dlatego widać tu dobrą pracę trenerów. Wszystko co najważniejsze jest pod nosem: szkoła, boiska, stołówka. Na pewno ogromnym plusem jest to, że uczniowie mają możliwość trenować zarówno na płycie ze sztuczną nawierzchnią, jak i na płycie naturalnej, co często się nie zdarza – pozytywnie ocenia Szkołę Mistrzostwa Sportowego Resovia ARIEL JAKUBOWSKI, trener UEFA PPO, były piłkarz Ekstraklasy i reprezentacji Polski. Nasz rozmówca opowiada nam m. in. o grze w Ekstraklasie, debiucie w kadrze narodowej, rywalizacji z Manchesterem United i AS Monaco, a także kto był trudny do krycia na polskich boiskach.
- SMS Resovia może zatem robić wrażenie?
- Tak. Trochę mam doświadczenia w tych sprawach, bo długo pracowałem w Ursusie Warszawa. Tam też są klasy piłkarskie, ale niestety nie udało się tak wszystkiego zorganizować w jednym miejscu, bo na trening uczniowie musza dojeżdżać, dlatego tutaj wasi podopieczni mają lepsze warunki do pracy.
- Prowadziłeś dwa treningi z naszymi zespołami z CLJ. Wpadł ktoś w oko?
- Tak. Jeden chłopak ze środka pola szczególnie fajnie się pokazał, kończąc trening piękną bramką, choć trener mówił, że za wiele tych goli nie strzela (śmiech). Podczas ćwiczeń rozgrzewkowych i w części głównej było widać, że szuka gry, lubi się pokazywać do grania, nie boi się grać, słucha się uważnie wskazówek i stara się je wdrażać w grę.
- Jakie jednostki treningowe powinny dominować w szkoleniu młodych adeptów futbolu?
- Myślę, że przede wszystkim są to podstawy techniki. Aby zawodnicy mogli realizować założenia taktyczne, to muszą być dobrze wyszkoleni technicznie. Na szczęście aspekt techniki wygląda u nas coraz lepiej. Trend jest obecnie taki, aby wprowadzać tzw. decyzyjność w trening. Z waszymi zawodnikami ćwiczyliśmy budowę akcji w środkowym sektorze boiska i te zajęcia, to była również kwestia decyzyjności. Zawodnicy wybierali, w które miejsce mają podać piłkę, gdzie się pokazać i na tym nam zależało, żeby wydobyć od nich trochę kreatywności i inicjatywy. Oczywiście, równorzędnie ważne są 4 aspekty: przygotowanie techniczne, taktyczne, mentalne i motoryczne. Z pewnością na tym etapie treningów na pewno osobne wstawki motoryczne powinny zaistnieć, ale wiele można zrobić z motoryki w treningu piłkarskim. Również bardziej skupiłbym się na samodzielnym myśleniu na boisku, bo wydaje mi się, że od tych lepiej piłkarsko stojących państw trochę gorzej stoimy pod tym względem.
- Rozegrałeś 247 meczów w Ekstraklasie. Z nostalgią wspominasz swoje mecze w najwyższej klasie rozgrywkowej?
- Tak, bardzo miło wspominam ten czas. Obecnie też fajnie ogląda mi się naszą Ekstraklasę. W tych klubach, w których grałem, widzę jeszcze piłkarzy z którymi występowałem na boisku, więc na pewno ciekawie się na to patrzy. Raczej patrzę w przyszłość, nie w przeszłość, ale na pewno mam sentyment do tego mojego okresu życia i dziś z chęcią oglądam polską Ekstraklasę, mimo wielu jej mankamentów. Nasza liga też ma swoje plusy, czego nie może zrozumieć moja córka, która gdy jest ze mną, woli oglądać jakąś ligę zagraniczną (śmiech).
- Córka mocno się interesuje piłką?
- Tak, nawet sama trenuje w Pradze Warszawa. Ja jej nie namawiałem do piłki. Wcześniej woziłem ją na siatkówkę czy na taniec, ale nigdzie się nie zadomowiła. Po pewnym czasie przychodzi do mnie i mówi – tato, chciałabym się zapisać na piłkę nożną, może znajdziemy jakiś klub? Nie miałem nic przeciw. Znaleźliśmy klub dzielnicowy blisko domu i tam połknęła bakcyla. Już jako 15-latka grała w 3. lidze seniorek w Warszawie, potem zmieniła klub na bardziej profesjonalny, wspomnianą Pragę i do dziś trenuje bardzo sumiennie. Jeździ na każdy trening niemal godzinę tramwajem, więc ją podziwiam. Córka podobnie jak ja, gra na prawej obronie, więc mniej więcej mamy taką samą charakterystykę, jeśli chodzi o pozycję na boisku. Zdarza się, że jestem na jej meczach i później omawiamy wspólnie jej grę.
- W Ekstraklasie reprezentowałeś 6 klubów (ŁKS Łódź, GKS Katowice, Odra Wodzisław, Wisła Płock, Lech Poznań, Ruch Chorzów – przyp. red.). Gdzie Ci było najlepiej?
- Muszę to trochę podzielić. Na pewno początek w ŁKS-ie dał mi szansę zaistnienia w najwyższej klasie rozgrywkowej. Mistrzostwo Polski, mecze w europejskich pucharach, niezwykle miło wspominam ten okres. Zawiązałem wiele przyjaźni, które przetrwały do dziś, ale muszę też być szczery - bardzo dobrze czułem się także w Ruchu. W Chorzowie szczególnie wspominanym bardzo dobrą atmosfera w szatni, 3. miejsce lidze i grę w europejskich pucharach. Tam też bardziej świadomie podchodziłem do pewnych rzeczy. Byłem bardziej świadomym zawodnikiem i już wiedziałem, że będę trenerem. Wiele dała mi również praca w Ruchu z trenerami Waldemarem Fornalikiem i Dusanem Radolskym.
- Mimo wielu występów, tylko raz pokonałeś bramkarza rywali. Reprezentując barwy Odry Wodzisław strzeliłeś bramkę w wygranym 3-0 meczu z Polonią Warszawa.
- Nie była to jakaś mega trudna sytuacja. Paweł Sibik, który wtedy był w świetnej formie, praktycznie wyłożył mi piłkę do „pustaka”, więc nie ma co opowiadać (śmiech). Dobrze się ustawiłem i pewnie ulokowałem futbolówkę w siatce.
- Grałeś z wieloma świetnymi piłkarzami. Gdybyś miał wybrać, który z twoich kolegów po fachu wywarł na tobie największe wrażenie, byłby to?
- Tomasz Wieszczycki oraz Marek Saganowski z okresu gry w ŁKS-ie.
- To teraz zapytamy o przeciwników. David Beckham, Roy Keane, Teddy Sheringham, Ryan Giggs, Paul Scholes, Ole Gunnar Solskjaer, Thierry Henry czy David Trezeguet – tych piłkarzy zna każdy kibic futbolu na świecie. Ty grałeś przeciw nim z ŁKS-em Łódź w elimanacjach Ligi Mistrzów i Pucharu UEFA w sezonie 1998/99. Przegraliście obie konfrontacje, jednak na pewno bardzo miło wspominasz mecze z Manchesterem United i AS Monaco.
- Manchester był wtedy jeszcze bardziej topową drużyną niż dziś, triumfując na koniec w Lidze Mistrzów (2-1 z Bayernem Monachium – przyp. red.). Dla mnie był to szczególny moment, bo miałem okazje zagrać przeciw swojemu idolowi z młodości – Ryanowi Giggsowi. Miałem jego wielki plakat nad łóżkiem. W młodości często go podglądałem. Próbowałem robić takie zwody i dryblingi jak on. Życie tak się potoczyło, że mogłem grać przeciwko niemu. On grał na lewej pomocy, ja na prawej, więc cały czas mieliśmy pojedynki i to było dla mnie mega przeżycie. Manchester był za mocny. Odpadliśmy z tych rozgrywek (2-0, 0-0 – red.) i zostały nam eliminacje do Pucharu UEFA. Tam trafiliśmy na AS Monaco z topowymi francuskimi piłkarzami - mistrzami świata z 1998 roku. Mecz w Łodzi ułożył się dla nas dobrze. Piotr Matys strzelił piękną bramkę na 1-0. Francuzi pokazali jednak klasę pokonując nas 3-1 i po bezbramkowym remisie w Monaco odpadliśmy z pucharów. Wracając do zawodników rywali, wszyscy prezentowali wspaniałą klasę. Wiadomo, nieraz trzeba się było uciekać do fauli, do przytrzymań, bo byli to bardzo ruchliwi i szybcy zawodnicy, więc nieraz trzeba było sobie pomagać rękoma. Obserwowaliśmy również ich zachowania na boisku. Byli to kapitalni zawodnicy, ale też zdarzały im się kiksy. Pamiętam taką sytuację, kiedy Thierry Henry źle przyjął sobie piłkę przy linii autowej. Futbolówka wyszła poza boisko, niefortunnie odbijając mu się od piszczela. On tego nie przeżywał, nie machał rękoma, nie zwieszał głowy, tylko spokojnie to przyjmował. Ustawiał się zaraz do gry, wiedział, że następną piłkę przyjmie lepiej. Jego bardzo pewne siebie nastawienie było widać następnym razem, kiedy przyjmował trudniejszą piłkę i praktycznie samym przyjęciem mijał 2 zawodników. To się rzucało mocno w oczy.
- Giggs nękał Cię mocno na lewej flance?
- Giggs był bardzo ruchliwy. Gdy zobaczył, że strona jest zblokowana, że mam asekurację, też szukał przestrzeni w środku boiska czy na drugim skrzydle. Głównym założeniem było, aby w ogóle nie dać mu dojść do piłki, bo gdy miał ją przy nodze i odwracał się przodem do naszej bramki, to już było bardzo ciężko. W rewanżu tak się nam udało, że nie dostawał wielu podań.
- Bo jak donosiła ówczesna prasa: „Jakubowski wyłączył z gry Giggsa”.
- Udało się uprzykrzać mu życie (śmiech).
- W naszej Ekstraklasie również nie brakowało błyskotliwych zawodników. Kto był najtrudniejszy do krycia?
- W Polsce powiem szczerze, że najtrudniej grało mi się przeciw Kalu Uche. Był to bardzo trudny do upilnowania zawodnik, miał przysłowiowe odejście i kilka razy niestety nie udało mi się go upilnować. Jak już miał piłkę i był przodem do mnie, to ciężko go było powstrzymać, bo puszczał sobie piłkę w jedną albo w drugą stronę i odjeżdżał. Bardzo nie lubiłem przeciw niemu grać. Wiedziałem ze zaraz wyjedzie za granice, bo potencjał miał naprawdę spory, co potem udowadniał na boiskach Primera Division (Almeria, Espanyol Barcelona, Levante, Almeria – przyp. red),
- W czasie gry w ŁKS-e otrzymałeś jedyne powołanie do reprezentacji Polski na mecz o Puchar Króla Tajlandii w Bangkoku z Nową Zelandią (0-0, karne 5-4 – przyp. red). Jak wspominasz swój debiut w narodowych barwach?
Śp. Janusz Wójcik powołał mnie po dobrych meczach w ŁKS-ie i w młodzieżówce. Na pewno było to jakieś przeżycie. Mecz był rozgrywany w trudnych warunkach klimatycznych, była spora wilgotność, bardzo gorąco i bardzo parno. Nowa Zelandia trochę lepiej czuła się w tych warunkach, ale padł remis, a potem wygraliśmy po karnych. Szkoda, że więcej razy nie było mi dane zagrać z orzełkiem na piersi. Czegoś mi pewnie brakowało. Jako ciekawostkę mogę powiedzieć, że wtedy również debiutował ze mną Michał Żewłakow, który wykręcił liczbę ponad 100 meczów w narodowych barwach (102 – red.).
- Jesteś trenerem UEFA Pro. Jeśli ktoś cokolwiek orientuję się w sprawach licencji trenerskich, dobrze wie, że na taki kurs wcale nie jest łatwo się dostać.
- Ja tez chwilę czekałem. Gdy za pierwszym razem aplikowałem na kurs, to się nawet nie dostałem na rozmowę kwalifikacyjną. Udało się dopiero za drugim razem. Po rozmowie był egzamin i poszedł on na tyle dobrze, że dostałem się do grupy 25 osób na około 150 chętnych. Mieliśmy bardzo fajną grupę. Super było uczyć się i zdobywać wiedzę z takimi ludźmi jak Radosław Sobolewski, Aleksandar Vuković czy Ivan Djurdjevic. Z jednej strony żałowaliśmy, że już się to kończy, a z drugiej, każdy chciał już mieć najwyższą licencję. To był mega intensywny okres, bo mieliśmy dużo zajęć, wyjazdów, obowiązków. Mam wielką satysfakcję, że ten kurs zaliczyłem. Pisałem pracę o moich doświadczeniach trenerskich patrząc przez pryzmat pracy w Wigrach Suwałki. Na egzaminie ustnym musiałem obronić tę pracę. Dostałem m.in. pytanie, co wprowadziłem do swojej pracy trenerskiej w Suwałkach z wiedzy nabytej z kursu. Na egzaminie miałem również aspekt taktyczny. Po obejrzeniu krótkiego filmu z meczu musiałem dokonać oceny taktycznej danej sytuacji.
- Jakie masz plany legitymując się tą prestiżową licencją?
- Na pewno cały czas będę stawiał na to, aby permanentnie się dokształcać. To jest najważniejsze. Bardzo dobre doświadczenie, które zebrałem w Suwałkach, pomoże mi jeszcze lepiej wykonywać swoją prace. Spokojnie będę czekał na oferty.
Mistrzostwa sportowego Resovia w Rzeszowie
Czytaj więcej
Mistrzostwa sportowego Resovia w Rzeszowie
Czytaj więcej
Mistrzostwa sportowego Resovia w Rzeszowie
Czytaj więcej
dodatkowe zajęcia wyrównawcze
Czytaj więcej