21.11.2018 Kategoria: Kobieca Piłka, Liceum, Szkoła podstawowa
Pamiętacie przyjazd Radka Chmiela do SMS-u Resovia? Mimo prawdziwego oblegania jego osoby przez młodych piłkarzy „pasiaków”, nasz specjalny gość z uśmiechem na twarzy znalazł czas, żeby udzielić nam wywiadu.
Wcześniej nasi uczniowie wysłuchali niesamowitą historię, w której jako niespełna pełnoletni chłopak wyjechał za granicę w pogoni za marzeniami. Swoje największe pragnienia spełnił, a dziś jest pracownikiem Liverpool FC oraz prawdopodobnie najbardziej rozpoznawalnym fanem „The Reds”. – Gdy rozmawiam z ludźmi zafascynowanymi moją historią, staram się przekazać im na swoim przykładzie, że warto podążać za marzeniami i dążyć do realizacji swoich pasji – mówi Rado Chmiel, dziennikarz sportowy, rzeszowianin z urodzenia, który nim postanowił wyjechać do Anglii, przez 5 lat zakładał bluzę bramkarską w juniorach Resovii.
SZKOŁA MISTRZOSTWA SPORTOWEGO - Na wstępie musimy Cię zapytać, dlaczego to Real Madryt wygrał w Kijowie finał Ligi Mistrzów?
RADOSŁAW CHMIEL - Bo był lepszy i wykorzystał błędy Liverpoolu, przede wszystkim katastrofalne błędy Lorisa Kariusa. Real po prostu swoim doświadczaniem zdołał wykorzystać słabość „The Reds” w danym momencie.
SMS Resovia - Wielki przeżyłeś wówczas zawód?
RCH - Tak, bo był to dla mnie ciężki okres w życiu, gdyż byłem zaraz po rozstaniu z dziewczyną, która nie przyjęła moich oświadczyn. Psychicznie cierpiałem i miałem ogromną nadzieję, że w tym momencie mój Liverpool da mi takie personalne pocieszenie.
SMS - Zapomnieć o tych nieprzyjemnych dla Ciebie momentach pozwalała praca przy tłumaczeniu dwóch książek, które m. in. promowałeś wśród naszych uczniów.
RCH - Tak, udało się przetłumaczyć niemal jednocześnie dwie książki: „LFC 125: Alternatywna historia” wydawnictwa „Arena”, z Anglii z okazji 125-lecia klubu oraz o życiu Jurgena Kloppa wydawnictwa „Znak”, autorstwa niemieckiego dziennikarza Raphaela Honingsteina „Bring The Noise”. Odbiór był niesamowity, uczniowie kupowali oba egzemplarze, prosili o dedykacje czy podpis. Nawiązując do pytania, muszę szczerze wyznać, iż tłumaczenia książek, które mogę robić, to jest po prostu mistrzostwo świata. Strasznie mi się to podoba! Mam nadzieję, że moja współpraca z wydawnictwami dalej będzie na takim samym wspaniałym poziomie, na jakim jest obecnie. No i mam nadzieję, że będę miał kolejne pozycje do tłumaczenia. Książka Jurgena Kloopa jest moją piątą przetłumaczoną i chcę tłumaczyć kolejne. Jestem tego głodny. Tłumaczenie jest jak narkotyk - jak skończysz jedną pozycję, już chcesz kolejne.
SMS – Po raz pierwszy wyjechałeś do Liverpoolu w pogoni za marzeniami. Marzyłeś spotkać Jerzego Dudka oraz obejrzeć mecz „The Reds”. Dziś, idol z dzieciństwa jest Twoim przyjacielem.
RCH – Po tych 12 latach mogę śmiało stwierdzić, że jesteśmy dobrymi kumplami. Za każdym razem, gdy Jurek jest w Liverpoolu zawsze się spotykamy. Odbieram go z lotniska i zajmuję się organizacją jego przyjazdu. Nawet tłumaczyłem mu biografię na język angielski. Jedyny minus Jurka jest taki, że bardzo rzadko odbiera telefon (śmiech).
SMS – Twoja miłość do klubu z Anfield zaczęła się dość nietypowo od słynnej kasety VHS z nagranym meczem Liverpoolu, którą otrzymałeś w prezencie od cioci. „The Reds” przegrali ten mecz u siebie z Manchesterem United 2-3, a jakby tego było mało, dwa „swojaki” zaliczył uwielbiany przez fanów Jamie Carragher. Jak to możliwe, że Twoje serce skłoniło się akurat ku FCL?
RCH - Atmosfera na stadionie była wtedy niesamowita! Dało się odczuć, że mimo, iż drużyna gospodarzy przegrywa, to kibice dalej żywiołowo ją wspierają pomimo tych niefortunnych wydarzeń. Zgadza się, na pierwszy rzut oka był to totalny dramat. Porażka u siebie z nielubianym Manchesterem plus dwa samobóje wychowanka. Ale mnie kupili fanatyczni kibice, a potem takim katalizatorem było przyjście Jerzy Dudek Official.
SMS – Obecnie, atmosfera nie jest już chyba taka, jak za dawnych lat?
RCH – Kiedyś była lepsza, ale na Lidze Mistrzów nadal jest kocioł.
SMS – Powiedz, jak to jest móc na co dzień rozmawiać z gwiazdami Liverpoolu, których większość kibiców zna tylko z telewizji?
RCH - Normalnie. To są normalni, zwykli ludzie, tylko im się trochę lepiej w życiu powiodło. Lubią dobrze zjeść, dobrze się bawić, nie mają żadnej mentalności gwiazdy. Mam również przyjemność osobiście znać Kamila Stocha, wielkiego fana Liverpoolu, który jest bardzo skromny, ułożony, niezwykle serdeczny. Miałem okazje dwa razy gościć go u siebie. Kamil, tak jak odbieramy go przed kamerami, identycznie zachowuje się na żywo. Podobnie jest z Dudkiem, czy z Carragherem. Po prostu są to ludzie, którzy spełnili swoje marzenia.
SMS – Z kim z nich masz najlepszy kontakt?
RCH - Z Jurkiem i z Kamilem, jeśli chodzi o Polskę. Przy okazji świat, czy urodzin zawsze wysyłamy sobie życzenia. W Anglii zdecydowanie najlepszy kontakt mam z Carragherem. Jamie to przesympatyczny facet, mający niesamowite poczucie humoru.
SMS – Przed naszą rozmową wspomniałeś, że przyjechałeś do nas na zaproszenie Szymona Grabowskiego, bardzo dobrze znanego w SMS-ie trenera, szkoleniowca Apklan Resovii. Specjalnie to podkreślamy, bowiem pewnie niewielu wie, iż Twoja miłość do „czerwonych z Liverpoolu” wygrała z miłością do biało-czerwonych z Resovii…
RCH - Może nie tyle wygrała, ile było to takie naturalne przejęcie mojego kibicowskiego serca. Jak już wyjechałem do Liverpoolu, to ta cała czerwień mnie przejęła, aczkolwiek dalej śledzę wyniki Resovii, nie tylko te piłkarskie, ale i siatkarskie. Do siatki mam niesamowity sentyment, bo gdy byłem w Rzeszowie na studiach dziennikarskich, miałem możliwość przeprowadzania wywiadów z Krzyśkiem Ignaczakiem czy z Pawłem Papke. Jak były eliminacje do mistrzostw świata kobiet, to rozmawiałem z naszą reprezentacją, m. in. z Izą Bełcik i z Kasią Skowrońską. A co do Resovii, to ten klub zawsze będzie w moim sercu. Jestem wychowankiem „pasiaków”. Od 13. do 18. roku życia grałem w Resovii na bramce, ucząc się tego rzemiosła od słynnego Marcina Pietryki. Ponadto mój tata, Zbigniew Wydro, przez 3 lata był trenerem resoviackich grup młodzieżowych. Muszę również wspomnieć o moim śp. dziadku Wilhelmie Chmielu, który nigdy nie poznałem. Dziadek był żużlowcem w nieistniejącej już sekcji żużla w Resovii. Na torze przy Wyspiańskiego, niestety, również zginął.
SMS - Pamiętasz jakiś szczególny mecz, który zapadł ci w pamięć jako bramkarzowi?
RCH - (Śmiech) Miałem 14 lat. Pamiętam, to było w Tarnobrzegu na meczu z miejscową Siarką, gdzie w kilkanaście minut puściłem dwie kuriozalne bramki. Nasz trener, Piotr Kustra, zawsze mi powtarzał, abym grał wysoko, tak na 16. metrze, tzw. sweeper keeper - nowoczesna sztuka bramkarska. A że ja zawsze miałem dwie lewe nogi, to ta piłka przy obu kończynach „nie kleiła” mi się za bardzo. Gdzieś na początku pierwszej połowy mój zespół wyszedł z kontrą. Byliśmy na połowie przeciwnika, po czym piłka została przejęta przez rywala. Ja stałem na 16. metrze, koleś zauważył, że jestem wysunięty i z połowy leci lobik! Biegnę, cofam się, nagle… potknąłem się o sznurówkę i wyłożyłem się jak orzeł. Piłka w siatce, przygrywamy 0-1. Ups! Pewność siebie od razu mi siadła. Dotąd piłki nie miałem w rękach, a już musiałem ją wyciągać z sieci. W kolejnej akcji rywale wykonują rzut wolny z bardzo ostrego kąta. Ustawiam mur z dwóch chłopaków, sam się ustawiam jak najlepiej przy krótkim słupku – dobra, gotowe! Sędzia zagwizdał, chłopak zakręcił na krótki słupek obok muru… Stanąłem w miejscu, wryło mnie w ziemię – piłka zatrzepotała w siatce. Natychmiast poprosiłem o zmianę, poległem psychicznie. Poszedłem do szatni i tam się rozpłakałem. Jak chłopaki w przerwie zeszli do szatni, ja wyszedłem, bo nie chciałem w ogóle patrzeć im w oczy. Mecz przegraliśmy 1-3. Po powrocie do domu przez tydzień nie chodziłem na treningi…
SMS - Po burzy zawsze wychodzi słońce, dlatego podejrzewamy, że Twój powrót wiązał się z jakąś spektakularną interwencją…
RCH - Trener Kustra przyjechał do mnie do domu. Siedliśmy do rozmowy razem z moim tatą i obaj wytłumaczyli mi, że nie na takim poziomie zdarzają się podobne rzeczy, więc nie ma co się załamywać, tylko trzeba wziąć się w garść. No i wróciłem na zajęcia. Niedługo potem przyszedł mecz, chyba ze Stalą Stalowa Wola. Graliśmy w niesamowitym deszczu, na stadionie Podhalańczyka w Rzeszowie. Przegrywaliśmy 1-2 i w 89. minucie sędzia podyktował przeciwko nam niesamowicie wątpliwy rzut karny. W ogóle dostałem żółtą kartkę za pyskowanie, bo powiedziałem sędziemu, że jak on gwiżdże takie faule, to ja może przyniosę mu swoje okulary z szatni. Tuż przed gwizdkiem chłopak podchodzi do „jedenastki”, a ja robię „Dudka” i zaczynam skakać w bramce jak porąbany od jednego do drugiego słupka, podbijam poprzeczkę rękami i krzyczę do tego chłopaka: „spieprzysz” to! Ja ci to obronie! Ten wcale na to nie reagował. Gwizdek! Strzelec wziął rozbieg, uderzył, ja się rzuciłem na prawo, odbiłem piłkę, błyskawicznie wstałem i szybko złapałem futbolówkę, po czym bomba nogą w przód do Michała Barana. Prawdopodobnie tam jeszcze Radek Świątoniowski zgrywał do niego głową albo na odwrót, w każdym razie, z tej akcji padła wyrównująca bramka i tak się mecz zakończył. Po burzy zaświeciło słońce (śmiech).
SMS – Wiemy, że w Anglii okazjonalnie grywałeś w piłkę. Choćby strzegłeś bramki w drużynie Polskiego Fan Klubu LFC. Zdąża Ci się jeszcze założyć rękawice?
RCH – Nie, bo już w ogóle nie mogę grać. Dwa lata temu miałem odszczepienie siatkówki w oku i przeszedłem operacje przyczepienia jej z powrotem. Potem zrobiła mi się katarakta i lekarz zabronił mi jakichkolwiek sportów kontaktowych.
SMS – Czy tak wielki pasjonat „The Reds” ma jakieś inne pasje?
RCH – Nie mam czasu na inne pasje (śmiech).
SMS – Jesteś na każdym meczu, gdy LFC gra u siebie?
RCH – W większości.
SMS – A na meczach drużyn juniorskich?
RCH – Też, nawet na meczach naszej żeńskiej ekipy. Tu musze powiedzieć, że bardzo lubię piłkę kobiecą. Nie chce, żeby to jakoś dziwnie zabrzmiało, ale wydaje mi się, że jakoś tam jest większa pasja. Więcej te dziewczyny dają z siebie, aby osiągnąć wynik.
SMS – Resoviackie piłkarki, na pewno bardzo się ucieszą z tej odpowiedzi.
RCH – Mówię, jak czuję. LFC ma swoją kobiecą drużynę, z której też robię relacje. Dodatkowo moja bardzo dobra znajoma Magda jest sędziną. Wspieram ją, bo jest fantastyczną dziewczyna, ma w tym pasję, zbiera dobre noty i cały czas dąży do tego, żeby jeszcze więcej osiągnąć. Pamiętam, jak specjalnie dla niej pojechałem na mecz kobiet Evertonu z Reading, który sędziowała.
SMS – Wspomniałeś, że śledzisz poczynania Resovii. A zdarza Ci się śledzić wyniki z meczów piłkarzy i piłkarek naszego SMS-u?
RCH – Oczywiście! Śledzę od samego początku, odkąd rozpoczęła się tutaj działalność SMS-u. Przede wszystkim dlatego, że lubię piłkę juniorską i wiem, jak to wygląda od kuchni, ile trzeba dać i ile włożyć od siebie. Natychmiast polubiłem wszystkie fanpejdże związane z SMS-em i gdzieś te powiadomienia cały czas mi wyskakują. Czy to wyniki chłopaków, czy dziewczyn. Wiem, że Kasia Czyż prowadzi tu zespół. Ja z Kasią jestem cały czas w kontakcie, bo być może uda się, że przyjedzie na staż do Liverpool Ladies. Pracujemy nad tym, mam nadzieje, że się uda. Tak jak powiedziałem, moje serce jest cały czas czerwone, ale ta biała barwa też gdzieś tam w świadomości siedzi.
SMS – Wracając do wcześniejszego pytania, rozumiemy, że również przygotowujesz relacje z meczów juniorów LFC?
RCH – Tak, z U-18 i U-21. Jeżdżę na te mecze, tym bardziej, że Kamil Grabara gra w U-21, choć teraz w sumie są to rozgrywki U-23. Moim zadaniem jest również podrzucanie jakiejś informacji na temat Kamila. Cały czas współpracuje z tymi trenerami, to jest niesamowita frajda. Juniorska pika jest kapitalna. Jak przyjeżdżasz na mecz, gdzie 18-letni piłkarze grają na Anfield, bo maja np. półfinał Pucharu Anglii, to jest to świetna sprawa, bowiem przychodzi wiele kibiców. Co prawda otwarta jest tylko jedna trybuna, ale ta najsłynniejsza - „The Kop”. Cały czas trwa doping, a te chłopaki mają świadomość, że grają na legendarnym stadionie, gdzie grały legendy LFC.
SMS – A na co dzień gdzie rozgrywają swoje mecze?
RCH – Na boiskach młodzieżowej akademii, gdzie jest ich aż 12. Natomiast teraz będzie robiona fuzja centrum treningowego Melwood z akademią i wszystkie drużyny LFC będą w jednym miejscu. Od seniora po ośmiolatków.
SMS Resovia – Na sam koniec zapytamy Cię o coś, co wydaje się być pewne, zaś chcemy się tylko upewnić. Czy Radek Chmiel czuje się spełnioną osobą?
RCH – Czuje się spełniony, bo spełniłem swoje marzenia i na co dzień realizuję się w tym, co kocham. Ale nie zatrzymuje się. Odkrywam kolejne rzeczy, które mogę z satysfakcją robić, tak jak wspomniane tłumaczenie książek. Kto wie, co jeszcze przede mną.
Mistrzostwa sportowego Resovia w Rzeszowie
Czytaj więcej
Mistrzostwa sportowego Resovia w Rzeszowie
Czytaj więcej
Mistrzostwa sportowego Resovia w Rzeszowie
Czytaj więcej
dodatkowe zajęcia wyrównawcze
Czytaj więcej